Nie chce mi się. Ten zwrot ostatnio krąży mi po głowie. Z jednej strony mam mnóstwo pomysłów na blogowe artykuły, biżuterię i kolekcje. Z drugiej, jak tylko nadchodzi czas decyzji, za co się wziąć, to jak mantra wracają słowa: nie chce mi się. To nie jest takie niechcenia depresyjne i przemęczone, podszyte lękiem, ale że co dalej? Tylko takie spokojne, jakby zaczerpnięte z natury, przesączające się powolnie przez umysł, niczym mgła pełznąca przez pola. Pracowitość, dobra organizacja i systematyczność. Nikt nie zarzuci, że mi tego brak. Ba! Nawet sama przyznam po sześciu latach prowadzenia firmy, że są to jej filary, pozwalające na rozwój innych przymiotów, szalonych realizacji i artystycznych wizji.
MĘTLIK W GŁOWIE – jaka strefa komfortu?!
Ten rok nie był łatwy, tak wewnętrznie. Przez pierwsze cztery miesiące czułam, że wszystko się we mnie miota. Nie będę wnikać w szczegóły, ponieważ na ten stan złożyło się kilka czynników. Wiesz, jak się wtedy tworzy? Umiarkowanie. Również w tym czasie brałam udział w kursie dla przedsiębiorców z branży artystyczno – rękodzielniczej: Bezcukrowa Dycha, który jak mówią kursantki ryje beret. Chociaż kurs był świetnie zorganizowany, dziewczyny naprawdę podeszły do tematu profesjonalnie i przekazały ogrom wiedzy, to jednak taka dawka bodźców potrafi wykoleić najstabilniejszych pociąg. Roznieca tornado w jednym z wagonów, który ciągnie za sobą pozostałe.
Dopiero po jakimś czasie nadeszło uspokojenie, zorientowałam się, że mój stan poniekąd wynikał także z rewolucji dziejących się w głowie. Uff… jak dobrze, że nadeszło zrozumienie i jak źle, że ludzka psychika jest tak wątła. Może, to jest właśnie to wszędobylskie wychodzenie ze strefy własnego komfortu, a raczej przygotowanie do tego? Nota bene, to hasło do mnie nie przemawia i rozumiem je zupełnie inaczej niż jest przedstawiane. Uważam, że jeśli ktoś osiągnął strefę komfortu, podoba mu się życie, jakie dla siebie wybrał, to nie potrzebuje opuszczać tej przestrzeni. Natomiast wszyscy, którzy podejmują ryzyko wprowadzania zmian, tak naprawdę nie osiągnęli owego błogostanu, dlatego decydują się na metamorfozy i rewolucje.
ZACHWIANIE RÓWNOWAGI
Mimo poukładania sobie w głowi wiadomości z kursu, czyhało na mnie jeszcze jedno niebezpieczeństwo: zachwianie równowagi.
Jak zachować balans między działaniami artystycznymi a podejściem biznesowym, pomiędzy swobodą twórczą a nastawieniem na tabelki, obliczenia, statystyki i ciągłe parcie do przodu?
Czasami czuję, jak przepalają mi się wszystkie przewody, odczuwam bezradność, nadmiar rzeczy, wiedzy i niezrozumiałych reguł. Dlatego co pewien czas staram się zatrzymać i na spokojnie pomyśleć, zrobić wielkie nic, z którego może wyniknąć WIELKIE COŚ. W tej chwili nieistotne jest, co dokładnie. Mówię NIE maksymie: jak się nie rozwijasz, nie działasz, to się cofasz. Owszem można to odnieść do korporacji, jednak jednoosobowa działalność artystyczna oparta na konkretnej osobie rządzi się innymi prawami. Przynajmniej ja tak uważam i będę się tego trzymać. Co z tego, że inni rzekomo mnie wyprzedzą? Skąd pewność, że podążam z nimi po tym samym torze, takie podejście wywołuje u mnie stres i zwątpienie.
UNIKATOWOŚĆ
Na prośbę dziewczyn z kursu nagrałam film, gdzie odpowiadam na pytania o prowadzeniu działalności, tworzeniu i sprzedawaniu unikatów oraz o nieprzeliczalnej wartości, jaka znajduje się w każdej mojej pracy, której nie traktuje, jak produktu. Jeśli intryguje Cię ten temat, to zapraszam do oglądania. Ostrzegam jednak, że jest to film tylko dla wytrwałych, gdyż trwa bite półtorej godziny! 🙂
ŻYJ WOLNO, ZARABIAJ SZYBKO?
W mojej wypowiedzi zabrakło bardzo ważnego przesłania:
Nie róbmy z siebie korporacji!
Oczywiście decydując się na życie z własnej twórczości w jakiś sposób musimy zaistnieć na rynku. Zaakceptować niektóre prawa na nim panujące, nauczyć się łączyć nieposkromioną duszę z prozą życia. Jednak nie zamykajmy się w czterech ścianach zasad, spisanych planów i tabelek w Excelu. Nie zmieniajmy twórczości w kalkulację i cele do zrealizowania! Nie przeliczajmy wartości artystycznej na mamonę.
Coraz częściej w prowadzeniu firmy, niezależnie jakiej wielkości wplata się sposoby działania molochów. Różnego rodzaju biznesowi trenerzy sugerują, że w ten sposób podniesiemy zyski, zwiększymy popyt, osiągniemy sukces. Jakoś kłóci się to z coraz popularniejszym trendem slow life. Żyj wolno, zarabiaj szybko? Słyszałaś kiedyś o korporacji w stylu slow, czyż to nie oksymoron?
NIESPODZIEWANA CHWILA WYTCHNIENIA
Czy zatem należy odrzucić wszystko, o czym mówią w kursach? Nie! Trzeba to jedynie (i aż!) przefiltrować i nie dać się zwieść oklepanym frazesom. Nie dać wtłoczyć się w korporacyjne tory, bo czym wtedy twórcy będą różnić się od masowych producentów, tylko ilością wytwarzanego produktu?
Jestem fanką wszelkich notatek, planów i fiszek. Lubię sobie wszystko rozpisać w niezliczonej ilości zeszytów, gdyż pamięć bywa ulotna, a przy przelaniu myśli na papier rodzą się nowe pomysły. Mimo to, czasem pozwalam sobie na odrobinę wytchnienia. Nagle wpada mi do głowy pomysł na biżuterię i wiem, że to jest ten moment, w którym muszę ją zrealizować, niezależnie od wcześniejszego harmonogramu. Takie prace zawsze wychodzą mi najlepiej i przynoszą największą radość i chęci do działania. Podobnie było z tym wpisem, który nagle wykiełkował w mojej głowie, niczym przebiśnieg na wiosnę. Wzięłam długopis i nie mogłam powstrzymać potoku słów. Tak, zapiski analogowe to moja miłość 😀
Takie nagłe, nieplanowane działania bywają naprawdę ożywcze, a uświadomienie sobie, że nie muszę realizować wszystkich wcześniejszych planów daje spokój. Planowanie potrafi zapędzić mnie w kozi róg wypalenia, zamiast działać odczuwam blokującą niemoc, martwię się na zapas czymś, co jeszcze nie zaistniało.
OGRÓD OSOBLIWOŚCI
Chociaż lubię raz do roku stworzyć kolekcję biżuterii, której elementy są ze sobą powiązane, to nie może ona pochłonąć za dużo mojego czasu. Ten rok, pełen planowania i biznesowych rewolucji pokazał i dał mi odczuć, jak brakowało mi artystycznych wyzwań, nieoczekiwanych połączeń i nieoczywistych tematów. Sama sobie odebrałam ten ożywczy oddech i nadszedł czas coś zmienić! Co z tego wniknie, to się jeszcze okaże, ale dam temu ziarenku szansę, żeby zakwitło i zawitało w moim ogrodzie osobliwości.
Ściskam Cię mocno!
Marta
P.S. Co do wspomnianej Bezcukrowej Dychy, polecam ją wszystkim, którzy chcą sprzedawać wytwory swojej wyobraźni i rąk! Jednak nie dajmy się zwariować i nie załamujmy, jeśli nie godzimy się z jakimś biznesowym podpunktem. Każdy musi ten bezmiar wiedzy skroić do swojej miary 🙂