Gorąc ostatnich dni sprawił, że wróciłam myślami do jednej z moich starszych podróży, znów marzy mi się owiane mżawką Pforzheim i jego przecudowne Muzeum Biżuterii. Za oknem siąpiło, gdy przekroczyłam drzwi tego przybytku i zatonęłam w świetle gablot. Zbiory zrobiły na mnie takie wrażenie, że opowieść o nich postanowiłam podzielić na kilka części. W pierwszej przechadzałyśmy się po SKARBCU STAROŻYTNEJ BOGINI, w kolejnej byłyśmy zawieszone MIĘDZY STAROŻYTNOŚCIĄ A WSPÓŁCZESNOŚCIĄ. Nadszedł najwyższy czas, aby pochylić się nad kolejną salą z biżuterią Moderne, tu właśnie skryła się ukochana Secesja i Art Deco. Jednak, to nie wszystko, co dla ciebie mam.
SECESJA PEŁNA… TWARZY 🙂
Jeśli przypomniałaś już sobie, co kryły poprzednie sale wystawiennicze, to zerknijmy teraz na arcydzieła Secesji, tego ledwie kilkunastoletniego, ale jakże istotnego stylu. Prym zaczynają wieść motywy roślinne i zwierzęce, ale odmienne od swych „starożytnych” wzorców. Wszędzie rozpływają się faliste linie wypełnione emalią, których początek gubi się wśród bogactwa zawiłości. Nadal widzimy dużo kunsztownej biżuterii ze złota, choć często pojawia się także złocone srebro. Charakterystyczne jest częstsze użycie kamieni szlifowanych w kształt gładkiego kaboszonu niż wersji fasetowanych. Pojawia się także nowe zastosowanie wizerunku ludzkiego, szczególnie eterycznej postaci kobiecej.
Chociaż podobieństwa do poprzednich epok są niezaprzeczalne możemy dostrzec coraz więcej różnic, nawet niewprawne oko bez problemu rozpozna biżuterię z tego okresu. Projektanci oraz rzemieślnicy postawili sobie za cel odrzucenie produkcji maszynowej na rzecz ręcznej obróbki, zachwycającej kunsztem wykonania i pomysłem twórcy. To nie zastosowany materiał i jego wartość miały być najważniejsze, ale artyzm tchnięty przez artystę w przedmiot.
NOWOCZESNE PODEJŚCIE DO TEMATYKI BIŻUTERII
Może stąd wynikał podział zastosowany w Schmuckmuseum w Pforzheim. Zapewne właśnie dzięki odwadze form stosowanych przez secesyjnych artystów, częściowym oderwaniu od tradycyjnych kształtów i zmianie podejścia do produkcji przemysłowej, ten okres stał się początkiem nowoczesnego podejścia do tematu. Już na początku XIX stulecia uprzemysłowienie produkcji biżuterii było bardzo rozwinięte, przyczyniło się do powstania manufaktur produkujących ozdoby, często imitujące wartościowe egzemplarze. Masowa produkcja obniżyła koszty akcesoriów i otworzyła się na nowych klientów z uboższych warstw społecznych. Nawet w podziemiach siedziby Muzeum odnajdziemy salkę dokumentującą funkcjonowanie oraz wyroby wychodzące z manufaktur działających na przełomie wieków w tym mieście, które stanowiło wtedy niemieckie centrum jubilerskie.
ART DECO – SZTUKA DEKORACYJNA
W Art Deco upatruję mieszanki nowoczesności i mocnej geometryzacji z pewnym powrotem do wcześniejszych epok, poprzez użycie fasetowanych kamieni, które wracają do łask. Chociaż sama nazwa stylu sugeruje sztukę dekoracyjną, to porównując formy np. z epoki baroku z wytworami dwudziestolecia międzywojennego odnosi się wrażenie, że mamy do czynienia z „minimalizmem”.
Ograniczeniu uległy wszelkiego rodzaju płynne zdobienia, prace stały się klarowne, zaczęły zanikać formy fauny i flory na rzecz czystszej konstrukcji. Nie oznacza to jeszcze zwrotu ku całkowitej prostocie i nie łączy się z zupełnym odejściem od wartościowych materiałów. Nadal prym wiodą szlachetne kamienie, szczególnie diamenty oraz złoto na przemian z wyrobami ze srebra oraz coraz bardziej popularnej platyny. Biżuteria w dalszym ciągu ma być drogocenna, ale reprezentuje już zupełnie inne społeczeństwo…
Wyraźnie wybija się drugi nurt, biżuteria wykonana z plastiku i innych tworzyw sztucznych z lubością produkowana w wielu kolorach. Liczyć zaczynają się także twórcy amerykańscy, którzy dysponowali lepiej rozwiniętym przemysłem oraz wzorcami czerpanymi z hollywoodzkich produkcji. Projektanci sięgają również po motywy egiptyzujące, ale o tym wszystkim musi powstać oddzielny wpis 😀
CZAS SIĘ ZATRZYMAŁ
Wprawdzie między starożytnością, a naszą współczesnością minęło kilkadziesiąt wieków lecz miewam wrażenie, że w niektórych epokach czas się zatrzymał. Gdy zaczynałam kursy jubilerskie na wstępie powiedziano nam: „wszystko już było, nic nowego nie wymyślicie”. Wizyta w tym muzeum unaoczniła mi to hasło i uświadomiła, jak nieistotne jest nadawanie patentów „nowym” kształtom lub przypisywanie formom swego niezaprzeczalnego, nowatorskiego podejścia.
Jesteśmy przesiąknięci otaczającą nas kulturą, historią i motywami. Może właśnie dlatego XX wieczna sztuka, a za nią biżuteria tak bardzo oddaliła się od swoich dawnych przodków. W odstawkę poszły umiejętności złotnicze, wiedza, kunszt wykonania i lata doskonalenia. Na przód wysunął się intrygujący koncept, zaskoczenie a czasem kontrowersyjność. Mam tu na myśli szczególnie prace przysyłane na konkursy złotnicze, gdzie zwycięskim „dziełem złotniczym” może zostać np. film, złożone części rowerowe, które nie są nawet przedmiotem około złotniczym.
RYS UŻYTECZNOŚCI
Niezależnie czy patrzę na wyroby sprzed dwudziestu czy jednego stulecia zauważam ich praktyczność (choć nie rozumianą wedle dzisiejszych kanonów). Miał to być przedmiot użytkowy, często bliski duszy noszącego, czasem zakładano go raz w życiu np. w trakcie koronacji albo zaślubin. Innym razem służył tylko w celach reprezentacyjnych, kiedy indziej w biżuterii pokładano nadzieję, że uchroni posiadacza od złego. Swego czasu sporą popularnością cieszyło się zastosowanie biżuterii, jako dowodu miłości (poniekąd w pewnym stopniu jest tak do dziś). Tajemniczy symbol, pukiel włosów, sentencja. Kryła się w nich pewna tajemnica… chociaż to akurat może być nasze wyobrażenie, gdyż lubujemy się w dopisywaniu przedmiotom historii, szczególnie romantycznej 🙂
BYŁO, JEST I BĘDZIE
Tak, jeszcze a propo novum w biżuterii. Często spotykasz w sprzedaży pierścionki o podwójnej obrączce? Część producentów reklamuje je, jako nowoczesne rozwiązanie, a tu proszę wersja rzymska z czasów późno egipskich 🙂 troszkę wygnieciona, ale ma swoje lata. Ciekawe ile przetrwa dzisiejsza masowa biżuteria i kto będzie chciał ją przekazywać następnym pokoleniom.
PORTRET UKOCHANEJ
Kojarzysz retro ozdoby robione z gotowych elementów: bazy + wydrukowany obrazek + szklany kaboszon? Proszę bardzo oto i wzorzec z XVII w., prawda że piękny, a jaki pracochłonny. Od podstaw kształtowane złoto i szlifowane kamienie, do tego wizerunek (zapewne właścicielki lub ukochanej osoby) ręcznie malowany, czasem wykonany w technice emalii – istny majstersztyk. Do tego dokładamy kaboszon wyszlifowany z kryształu górskiego lub szkła. Musisz mi wybaczyć jakość zdjęcia, ale nie zawsze udawało mi się wykonać zadowalającą fotkę 🙂
GEMMY | KAMEE | INTAGLIA
To może jeszcze wygrzebiemy z pamięci straszliwe, akrylowe kamee z profilowym przedstawieniem kobiety – szkieletu. Ohydztwo! Wybacz, ale sam motyw czaszki średnio do mnie przemawia, a te masowe akrylki są wręcz obrzydliwe. A takie niezwykłe były ich pierwowzory, gemmy ręcznie rzeźbione np. w agatach. Niegdyś poszukiwano okazów charakteryzujących się naturalnie pasmowym zabarwieniem i opracowywano je tak, by kolor stał się tłem dla białej postaci ludzkiej, zwykle ukazanej w stylu antykizującym.
W starożytności bardzo popularne były także intaglia, czyli „odwrócone kamee”, na których ryt był wklęsły. Tak rzeźbione kamienie umieszczano w pierścieniach, aby służyły także jako pieczęcie. Dziś zupełnie straciły na funkcjonalności i poszły w niepamięć. Ostatnie z trzech następnych zdjęć przedstawia pierścień pochodzący z XIX stulecia. Przedstawiony na nim damski profil świetnie wpisuje się w stylistykę grecko – rzymską + te urokliwe delfinki na około. Tak naprawdę, to przedstawienie Arethuzy, nimfy wodnej przekształconej w źródło, jak podaje mitologia grecka.
MOŻE ZAWIESZKĘ?
Teraz proszę mi tu szczerze powiedzieć, czy lubujesz się w tzw. charmsach, po naszemu zawieszkach? Serduszka, skrzydełka, klatki i inne przypadki, a tu proszę takie oto skarby z epoki wiktoriańskiej. Nie daj sobie wmówić, że moda na użycie dawnych monet też jest czymś nowym. Wiele lat minęło od pierwszych realizacji, bardzo popularnych w XIX wieku. Naszyjnik z monet na jednym ze zdjęć powstał w pracowni rodziny CASTELLANICH, o której pisałam w drugim odcinku podróży po Muzeum w Pforzheim.
Mam też małą niespodziankę dla osób zatopionych w drobnych koralikach, dziergających beadingowe cuda, proszę oto naszyjnik z początku XX wieku. Czyżby rzeczywiście wszystko w tym biżuteryjnym świecie już było odkryte? Możliwe, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby jednak cały czas odkrywać swoją własną Amerykę 🙂
NIE MA TO JAK „RĘCZNA ROBOTA”
Słowa same przelewają się na papier, tak zgadza się, ten wpis powstał metodą tradycyjną. Już dawno tak nie pisałam, ale jednak w ten sposób umysł się uwalnia. Rezultatem jest przydługi artykuł, nie pierwszy i nie ostatni, czyli zostaną tu tylko najwytrwalsi. Na koniec zostawiłam rozwiązanie zagadki z pierwszej PODRÓŻY, zupełnie zapomniałam o tym napisać w drugiej części. Prezentowana w tamtym wpisie fotografia przedstawia rzymską bransoletę powstałą w latach 1880 – 1885, mocno zainspirowaną twórczością Etrusków.
Myślę, że w moich opowieściach jeszcze raz wrócę do Muzeum w Pforzheim. No może dwa razy, bo jest trochę okazów XX w. biżuterii, która wpadła mi w oko i cały dział twórczości etnicznej z różnych stron świata! A tu mały przedsmak afrykańskich klimatów 😀